27.10.2025

Sezon maczet

"Nikt nigdy nie napisze całej prawdy o tej tajemniczej tragedii... Ludobójstwo to nie jakiś krzak, który wyrasta z dwóch czy trzech korzeni, ale splot korzeni, które gniły pod ziemią i nikt tego nie zauważył... Jest czymś więcej niż wojna, ponieważ jego zamiar trwa na zawsze, nawet jeśli nie zostało uwieńczone sukcesem. To zamiar ostateczny".


Po Więzach krwi czas na Sezon maczet. Tak, żeby nie było za wesoło. Reportaże są tak napisane, że trudno się od nich oderwać. Niezwykle rzetelne, dopracowane. Przygnębiające bardzo i smutne. Sezon maczet to drugi tom w trylogii poświęcony ludobójstwu w Rwandzie. Autor prowadzi dialog i spisuje świadectwa sprawców rzezi. Odwiedza ich w więzieniu i na wolności. Kieruje do czytelnika swoje obserwacje o sprawcach, trudnościach, kiedy mijają się z prawdą, kiedy nie potrafią przyznać się do wszystkich przewinień, kiedy ubarwiają albo twierdzą, że byli zmuszani ("nie znamy przypadków osób aresztowanych za to, że odmówili zabijania"), choć wiadomo, że musieli w tym uczestniczyć w rzezi, dewastacji, grabieży albo dobrze zapłacić.

Znajduje dziesięciu odważnych sprawców, którzy odbywają karę w więzieniu w Rilimie. Krok po kroku prowadząc rozmowy tak, by czytelnik dowiedział się o nastrojach i niechęci (zapoczątkowanej rewolucją ludową w 1959 r., powtarzanej od lat w zwykłych codziennych rozmowach, podsycanej i krzewionej nienawiści do "karaluchów", zazdrości o lepsze życie "robactwa", poczuciu niesprawiedliwości), przygotowaniach do masakry i działaniach ludu Hutu, którzy każdego ranka szli z meczetami zabijać znienawidzonych od lat bezbronnych Tutsi. Ale też swoich sąsiadów, kolegów z drużyny piłkarskiej, przyjaciół, dorosłych i dzieci ("Na bagnach nie było słychać żadnych krzyków dzieci, nawet szeptów. Czekały w błocie w milczeniu"). Tak przygotowani mentalnie przez przywódców, że nie zastanawiają się nad swoimi działaniami. Jedzą śniadanie, biorą maczety i idą ścinać. "Po prostu zabijamy, i tyle". Nie oszczędzają niemowląt, zabijają je o ściany, drzewa, ścinają, polewają benzyną i palą. Naśmiewają się z pełzających po bagnach "wężów", łajdaków. Przycinają nogi (bo Tutsi byli wyżsi od Hutu), okaleczają powoli, żeby sprawić więcej bólu. Czasem kogoś pominą, bo trudno spojrzeć w oczy znajomemu, ale inni idący za nimi nie mają już tych skrupułów, nie wahają się. Zresztą nie powinni, bo zostaną ukarani, wyśmiani, zabici? Wolą nie ryzykować. A zabijanie całkiem im się podoba. "Zasmakowali w rzeziach... Chcieli mocniejszych wrażeń... Nie zadawali już ciosów, które od razu powodują śmierć. Chcieli rozkoszować się każdym uderzeniem i słyszeć krzyki". Bo nigdy nie jedli i nie pili tak dostatnio, jak podczas masakry. Nigdy nie mieli tyle dostatku, tylu łupów po zabitych rodzinach. Wzbogacają się błyskawicznie (blacha jest na wagę złota, opuszczone dom, parcele ziemi, którymi teraz mogą się cieszyć). Nie mają wyrzutów sumienia, że robili źle, czasem negują swoje zbrodnie, nie okazują współczucia ofiarom, nie rozumieją, że to było złe. "Im więcej widzieliśmy umierających ludzi, tym mniej myśleliśmy o ich życiu, tym mniej mówiliśmy o ich śmierci. Tym większej nabieraliśmy chęci do zabijania. Tym częściej mówiliśmy sobie w duchu, że skoro potrafimy to robić, musimy z nimi skończyć, i to do ostatniego". Wplątani w chaos, boją się ujrzeć zewnętrzne skutki. Wolą mówić w liczbie mnogiej, "schodziliśmy na bagna i maczetą rozgarnialiśmy papirusy", broniąc swojego "ja"

To ich pociągało, wyzwalało adrenalinę, pomagało być bohaterem wśród innych, podczas wieczornego zapijania. Starali się wykonać pracę jak najlepiej. Nie usprawiedliwiają się. Miesiące (3?) wytężonej pracy doprowadziły do wycięcia tysięcy ludzi. „Trudno jest nas osądzić, gdyż to, co robiliśmy, przekracza granice ludzkiej wyobraźni”. 

Autor pokazuje mechanizmy, które doprowadziły do rzezi. Przywołuje także czas przygotowań do rzezi, wyjaśnia podobieństwa i różnice odniesieniu do holokaustu i zagłady Żydów. "Masakry nas przerosły, przebaczenie przerasta nas w taki sam sposób". Pokazuje myślenie oprawców. Zadaje pytania o pojednanie. Żeby prosić o przebaczenie, trzeba "powiedzieć całą prawdę poszkodowanej osobie... prosić by zapomniała zło, które wyrządziłeś jej czy komuś z rodziny... zapewnić że będziesz ją szanował jak wcześniej bez żadnych skrytych myśli". A to mało prawdopodobne? Przecież "strach wciąż jest tu obecny, wyczuwalny w każdym momencie i nie wiadomo, jak wiele pokoleń będzie cierpieć z tego powodu". Co więcej, "gdy doszło do ludobójstwa, może dojść do drugiego, w każdym czasie, w każdym miejscu".

Porażająca lektura. 

"Do wszystkich aktów ludobójstwa we współczesnej historii dochodzi w środku wojny. Nie dlatego, że są jej przyczyną czy konsekwencją, ale ponieważ wojna tworzy stan bezprawia, uprawomocnia śmierć, sankcjonuje barbarzyństwo, podsyca strach i fantasmagorie, wskrzesza stare demony, narusza normy moralne i humanistyczne idee".


Sezon maczet (fr. Une saison de machettes)

Jean Hatzfeld, tł. Jacek Giszczak

wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012

liczba stron: 264 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...