Wyspy to miejsca szczególne. Nasza ekscytacja była ogromna, kiedy ruszaliśmy na Rodos, Maltę, wyspy w pobliżu Oslo, najbardziej odległa Gran Canaria budziła we mnie lekki strach. Teraz sięgnęłam po opisaną wyspę Fuerte, w której autor sprytnie wiąże swoje dzieciństwo i młodość spędzane na Mazurach, opowiada z nostalgią o uroczej krainie jezior, i dochodzi do egzotycznych Wysp Kanaryjskich, o których wie więcej niż przeciętny tubylec czy turysta. Opiera na szerokiej wiedzy i źródłach historię miejsc, kulturę, obyczaje. Sam poznaje te miejsca jako napływowy mieszkaniec i dzieli się zdobywaną wiedzą z czytelnikiem. Ubiera wszystko w pełen tęsknoty i piękna język. A robi to w taki sposób, że marzenia o takim życiu, pomimo tego, że niełatwym, jakoś mocno zachęcają do odbycia przygody razem z nim, to odwiedzenia wysp, poczucia niepowtarzalnego klimatu.
Autor stopniowo oswaja poznawany świat, nadaje sens temu, co przeżywa on i inni mieszkańcy Feuerteventury. Wynajduje różnorakie bogate źródła, które pomagają mu opisać historię i kulturę życia wyspiarskiego, które fascynuje i zadziwia. Nie jest to zwykły reportaż, ale odważne kroczenie po świecie, takie które ma sens, nawet jeśli nie należy do łatwych, nawet jeśli wyspa nie może liczyć na samowystarczalność.
Otoczenie przez wodę ze wszystkich stron, częste silne wiatry, mgły, zagrożenia suszy i głodu, całkowita zależność od kaprysów i praw pogody, klimatu, trudne losy tych, co byli na wyspach przed nim. Pielęgnowanie tożsamości rozbitka: zanurzenia w tragicznej przeszłości, skierowanie w niepewną przyszłość, bez stałego punktu oparcia, z poczuciem fatalizmu, bez wiary we własną moc sprawczą. A z drugiej strony cudowne promienie słońca, nieustanny klimat wakacji, beztroska, sztuka życia i czerpania radości z każdego dnia. Fuerteventura to "nieuchwytna iluzja", powulkaniczna wyspa. Nie może poszczycić się bujną naturą, nie słynie z upraw warzyw ani owoców, ale wabi turystów od lat. To miejsce przepływu (ludzi, towarów, chorób, narkotyków, wiatrów, prądów, ptaków, idei), pas transmisyjny, przystanek, odcięcie od afrykańskiej przynależności. Dawniej w zapadlisku Bailadero de las Brujas spotykały się wiedźmy, w starożytności i średniowieczu wiedli tu spokojne życie Guanczowie. Potem dobijali konkwistadorzy, piraci, a nawet naziści (znaleźli odległe miejsce na wypoczynek, łapanie słońca, niezmącony spokój, własne lotnisko, burdel dla niemieckich żołnierzy, kasyno, sanatorium), homoseksualiści mieli tu kolonię karną (reżim generała Franco). Teraz przybywają tu wszyscy spragnieni słońca z Niemiec, Polski, Norwegii, Szwecji. Nad wyspą czuwa Virgen del Buen Viaje, którą w sierpniu tłumy mieszkańców eskortują, by obłaskawiła morze, a miejscowi rybacy zapełniają swoje sieci (calada).
Kasper Bajon
wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020
liczba stron: 304
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz