Wróciłam w góry po kilku latach nieobecności. Lubię wypoczynek podczas którego mogę się zmęczyć. Z najbliższymi, a jednak w wielkiej przestrzeni, "pod wielkim dachem nieba". Przemiło jest patrzeć, jak dzieci dzielą ten zachwyt kolejnym szlakiem, strumieniem górskim, zdobytym szczytem, zauważoną skałą, kawałkiem gałęzi. Jak mąż (podobnie jak tata Kręciołka w Gofrowym sercu) jest odmieniony, wyciszony.
W naszych planach były Góry Sowie, Stołowe, Karkonosze i Izerskie. Kawał drogi za nami. Wiele godzin mniej lub bardziej intensywnego marszu. Bez pośpiechu. W totalnym zachwycie.
Na Szczelińcu w Górach Stołowych.
Droga na Czeskie i Śląskie Kamienie.
Zachodnia część Karkonoszy: Łabski Szczyt, Szrenica, Tvaroznik i Śnieżne Kotły.
Widok na Szrenicę i schronisko pod Łabskim Szczytem.
Kopalnia kwarcu w Izerach.
Ostatni szczyt podczas tej wyprawy. Wysoki Kamień w Izerach. Rzut okiem na to, co za nami.
Sprawdziliśmy, co słychać u sąsiadów w Czechach.
Andrspach. Skalne Miasto. Tu trzeba mieć czujne oko i wyobraźnię, by dostrzec wszystkie skały zgodnie z ich nazwą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz