Zosia Zajczyk, jako jedna z niewielu ocalałych dzieci podczas II wojny światowej, wspomina swoje dzieciństwo, łącząc "naiwność i wrażliwość z okrucieństwem". W Izraelu nie chcą słuchać jej historii. A skrywa w sobie naprawdę wiele. Jej mama nie żyje, ale 80-letnia Zosia nadal z nią rozmawia, radzi się jej jak żyć.
Mama Zosi obdarzyła ją ogromnym warsztatem do życia pięknego i spokojnego. Podczas okupacji, kiedy ginęli wszyscy bliscy, pokazywała jej fragmenty świata, pomimo tego, że ciągle była w ukryciu (w getcie, w piwnicy). "Mama zawsze wracała", przynosząc jej kawałek chleba, kasztany do liczenia, główkę lalki, szmatkę, z której dało się zrobić resztę lalki, suchary "na czarną godzinę", uczyła pisać i rysować węglem, haftować, "właściwie, nie nauczyła, ale dała taką miłość, honor, respekt, szacunek - do nici, wełny, do rzeczy, z których można coś zrobić". Przynosiła jej beztroskę, siły do życia w ukryciu, piosenki. Poruszała wyobraźnię, przygotowywała do samodzielnego życia. Pytała, czy może już iść, i zawsze wracała. Kiedyś nie wróciła, przyszedł po nią obcy chłopiec. Kiedyś naziści mocno ją pobili, aż wypłynęło oko... Zosia tułała się po różnych domach, nie potrafiła nazwać innych kobiet swoją mamą. Przez chwilę mieszkała z "ukochanym Pieskiem" w budzie. Czekała, bo wiedziała, że jak mama wróci, "będzie wiedziała, gdzie jej szukać". Ta historia pomimo okrucieństwa, kończy się dobrze. Zosia z mamą udaje się do Jerozolimy na okręcie Galila. Tam odnajdują więcej spokoju. A po latach Zosia opowiada swoją historię o niezwykłej mamie, ich więzi, obrazach z wojny. A Iwona Chmielewska subtelnie i poetycko wyraża to obrazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz