Z przyjemnością (tak jak to zwykle bywa w przypadku reportaży) wgryzłam się w narrację Pawła Zgrzebnickiego i dałam się zaprowadzić w wyobraźni w odległe miejsca wysp Papui-Nowej Gwinei.
A język Pawła Zgrzebnickiego i sposób opowiadania czyta się szybko i przyjemnie. Nie są to westchnienia i czcze przemyślenia z podróżowania, ale konkretna wyprawa, przygotowana, poparta mnóstwem informacji (odniesień do źródeł z literatury, filmów dokumentalnych, artykułów, stron internetowych), odkrywana z zapałem. Podróżnik, fotograf, organizator wypraw serwuje czytelnikowi kompendium wiedzy nt. ludzi, kultury, miejsc, radości i kłopotów, które się pojawiają, ciekawostek, fascynacji odmiennością zwyczajów i kolorowego bogactwa etnograficznego.
Omawia "wyspy zamieszkane przez ludzi o kręconych włosach", dociera do nich uparcie (dojazd w wyznaczone sobie trudno dostępne tereny, wymaga sił i zaparcia). Ciekawy ludzi rozmawia z nimi (choćby w języku "tok pisin"), notuje ciekawostki, szanuje obyczaje (nie zbliża się do "niebezpiecznych" kobiet:). Z zaskoczeniem wynurza się spod wody i słusznie stwierdza, że rafy nie są tak kolorowe, z jakich jeszcze dotąd wyspy były znane.
Z drżącym sercem obserwuje konfliktowość ("walka i konflikt zbrojny stanowią dumę i kulturową podstawę egzystencji tutejszych społeczności"), bieganie z maczetami, rozboje, po których mieszkańcy szybko wracają do normalnego życia. Krępuje go usłużność ochroniarzy hotelowych wobec białego (dlatego stara się im kłaniać jeszcze niżej), ale gdy umówiony i opłacony na wyprawę przewodnik nie dotrzymuje słowa, potrafi dotrzeć do niego i (prawie skutecznie) wyjaśnić sprawę. Pozytywnie daje się zaskoczyć obecności Polaka Ziggy'ego i wysłuchać o jakie problemy się ociera.
Zwiedza odległe zakątki i intensywnie poznaje mieszkańców Melanezji, dzikie plemiona, pierwotne społeczności, które się zachowały. Słucha historii o kupowaniu żon za świnie, nacinaniu ciał. Skrępowany dobrocią, daje się namówić starszej kobiecie na darmową porcję "kaukau". Pokazuje naturę, która radzi tu sobie sama, nie potrzebuje pestycydów, by wydawać pożywne pyszne owoce i warzywa, urodzaje kawy i kakao. Odsłania korony drzew, w których skrywają się latające lisy (kilogramowe nietoperze). A w ogrodzie spotyka kazuara zamiast psa. Upaja się zapachem egzotycznych roślin, wilgocią i tropikalną gorączką, bezchmurnym niebem. Ale w pewnym momencie przyznaje: "w zasadzie to mi się nie podoba".
To kraj, który "nikogo nie obchodzi, ani polityków, ani ludzi, którzy tu niby inwestują". Chińczycy prowadzą agresywną politykę. Korporacje międzynarodowe są bezwzględne i chciwe. Kwitnie korupcja, przemoc, a środowisko jest coraz bardziej zdegradowane. Kto wie, czy za jakiś czas te pierwotne kultury, tysiące grup mówiące w ośmiuset pięćdziesięciu językach, będą jeszcze istniały.
Więcej informacji o wyprawie można znaleźć tutaj. A o mieszkańcach wysp Pacyfiku pisałam dawno temu tutaj.
Paweł Zgrzebnicki
rysunki: Aleksandra Dróżdż
wydawnictwo MUZA Sport i Turystyka, Warszawa 2017
liczba stron: 352
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz