„Andzia dałaby sobie za nas utoczyć krew”
Po Chłopkach czas na
Służące. Autorka pisze w bardzo przyjazny sposób, tak że nie czuje się
upływających stron. A losy ludzi, które porusza są niezwykle przejmujące.
Służące trafiały na domy, gdzie ogrom obowiązków często je przytłaczał.
Stworzone „do trywialnych czynności” odpowiednio przyuczone, bez prawa do
wypoczynku, urlopu, panie od wszystkiego (pokojówki, kucharki, opiekunki,
sprzątaczki), od prania, przez podawanie kawy, otwieranie drzwi, wysłuchiwanie
kłopotów, robienie zakupów, po opiekowanie się dziećmi i nieraz zastępowanie im
matki. Po skończonej służbie lub w trakcie dostawały mniej lub bardziej obiektywne opinie,
które albo dodawały im skrzydeł i szans na znalezienie lepszej służby, albo
zamykały drogę do dalszej pracy. Często bezimienne, zwykle zwane Kasią, Marysią
albo Andzią, bo po co pamiętać ich imię, skoro za chwilę się zmieni, a i
wyższość łatwiej tak okazać i jej zależność od pana.
Koniec XIX wieku służące były wybierane jak na targach niewolników. Nastręczane przez specjalnych ludzi
(stręczyciel, rajfurek). Przejęte, zestresowane, oszukiwane. Często skazane na
tułaczkę od domu do domu, przemęczone, niewyspane, zużyte przez ciężką fizyczną
pracę. Bez prawa do kąpieli, chyba że na końcu po innych
domownikach. Posądzane o romanse („napięcia i iskrzenia”, zazdrość
pani o młodą służącą), kradzieże (gangi rabusiów, które znalazły drogę do bogaczy przez serca służących; wiele panien dało się im zwieść, uwieść). Ale bywają
i szczęściary, które trafiają do zamożnych kulturalnych domów, gdzie mają swój
kąt do spania, jedzenie, przerwę na odpoczynek, i otrzymują pozytywne rekomendacje. Pracowite, uczciwe, kulturalne, które są nie tylko pomocą, ale i
dobrą przyjaciółką domu. Nie raz związane na lata, wdzięczne do śmierci. „Kochała nas i
była dla nas jak członek rodziny”. „Dobra służąca jest prawdziwym skarbem, a
jej utrata katastrofą”.
Wiele słynnych osób miało swoje służące. U Henryka Sienkiewicza (Maria
Luty zadbała o utrzymanie dorobku pisarza, pamiątki po nim jak narodowy skarb),
Marii Dąbrowskiej, Witolda Gombrowicza (który tak lubił swoją bystrą „najinteligentniejszą
w domu” służącą Anielę, że jej komentarz do "Ferdydurke” zamieścił na
końcu swojego dzieła: „Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba”), Stanisława
Wyspiańskiego (który związał się z „zaczepną i wyzywającą” Teosią, malował na cudnych obrazach i stał się pośmiewiskiem dla rodziny i otoczenia; przeżyli wspólne życie w
biedzie, zdani na łaskę rodziny, która nie zaakceptowała Teosi).
W
Warszawie na początku XX wieku to bardzo popularny zawód. Zamożny dom ma
przynajmniej jedną służącą. Dlatego też powstają szkoły, w których dziewczęta
mogą uczyć się fachu, konkretnej pracy, kulturalnego usługiwania i doskonalenia
w zawodzie, kończąc je z certyfikatem, gotowe do usprawniania życia domowego. Dodatkowo kończą kursy gotowania, pieczenia, ozdabiania, przygotowania stołu. Mają odgórny zakaz służby w domach żydowskich. Ich losy są różne: jedne kończą jako prostytutki (samotność, brak oparcia i
niepewność przyszłości w łatwy sposób wykolejały dziewczyny), inne zostają świętymi (jak Aniela
Salawa, która ciężko pracowała na służbie w Krakowie; uwielbiała tańczyć i ładnie się ubrać, dużo się modliła. „Ładnie ma
się ubierać dziewczyna, która Boga kocha”. Patronka gospodyń domowych).
Kiedy w końcu wybrzmiała
potrzeba ochrony służących w Sejmie, zmiany prawa i mentalności większość odrzuciła propozycję, w ich interesie było utrzymanie status quo. Służące
zostały porzucone i zmarginalizowane na wiele lat. Sukcesem było włączenie
służby domowej do grupy pracowników objętych
ubezpieczeniem w kasie chorych. Oznaczało to prawo do
emerytury w wieku lat siedemdziesięciu i do zasiłków chorobowych. Z czasem służącą
do wszystkiego zastąpiły gosposie lub pomoce albo pracownice domowe,
najczęściej dochodzące. Prawo, które pozwalało służącą chłostać, przestało
obowiązywać. Służąca nie musiała za każdym razem wstawać, gdy pani do niej
mówiła. Nie szła już do „obowiązku” ani na „służbę”, a najmowała się do pracy,
czyli do pomocy w domu. Przestała służyć, teraz po prostu pracowała.
Służące stały
się unieważnioną grupą społeczną, nie doczekały się dokładnego opisu, archiwa i
dokumentacja z nimi związana są bardzo skromne. Tak jak zawsze pozostały
nieistotne. Książka powstała ku ich pamięci, i z nadzieją, że świat można
zmieniać na lepsze, pomimo wyzysku, pogardy, chciwości. Autorka
czerpała informacje ze zbiorów muzealnych, archiwów prywatnych rodzin, relacji, książek i
artykułów. Reportaż przywołuje wiele historii, upamiętnia pojedyncze służące i oddaje hołd całej grupie.
Służące do wszystkiegoJoanna Kuciel-Frydryszak
wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018
liczba stron: 416
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz