No i pięknie zaczynają się i kończą nasze ostatnie dni. Dmuchamy, potrząsamy książkami, naciskamy w nich guziki, klaszczemy, czarujemy. Bo jak Turlututu nakazuje, to trzeba tak wykonać i już! (Ja już sprytnie, żeby nie bawić się w nieskończoność, wymyślam swoją treść, np. Turlututu nakazuje: idź umyj zęby! I wiecie, sprawdza się, pewnie chwilowo, ale dobre i tyle:)
"Turlututu. A ku ku, to ja" bardzo lubimy, trochę
zablokowaliśmy innym wypożyczanie z biblioteki (ale, obiecuję, oddamy:). A teraz bawimy się z
"Magicznymi przygodami Turlututu". Są tu nowe pomysły, bo tak intensywnego
dmuchania, żeby teleportować bohatera, to jeszcze u nas nie było. Są
sprawdzone (naciskanie guzików), żeby dziecko weszło w znany mu świat i
bawiło się dalej z ulubionym bohaterem. Jest ulubione przez autora
kolorowanie świata, nie może być przecież nudno i jednostajnie!
Dziecko poznaje planetę swojego ulubieńca, dostaje kwiatek od bohatera, wykrzykuje niezrozumiałe sylaby, gilgocze czytającego w nos, tuli się i dziękuje. Dobiera kolory dla Turlututu (np. różowiutki, jak dla prosiaczka), czaruje,
żeby było spektakularnie, zostaje w końcu doktorkiem i umniejsza ból w brzuchu bohatera, itd.
Nowy Turlututu gwarantuje wertowanie kartek non stop. Śmiech, motywacja, gimnastyka ciała, ćwiczenia logopedyczne, utrwalanie kolorów, nowe słownictwo. Zachwyt!
Turlututu. Magiczne przygody
Hervé Tullet
wydawnictwo Babaryba, Warszawa 2016
liczba stron: 58
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz