"Jeśli ktoś porówna perypetie mojego taty do zwykłego, bezpiecznego życia warszawiaków w czasach pokoju, to na pewno może tatę nazwać pechowcem. Ale jeśli porównamy jego życie z tymi wszystkimi zwykłymi ludźmi, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim - a przecież było ich tak wielu - to możemy powiedzieć, że był jednak szczęściarzem, bo udało mu się przeżyć i odnaleźć swoich najbliższych".
"Dawno, dawno temu to było, ale wcale nie w bajce, tylko w prawdziwym świecie". Żył w Warszawie pewien człowiek, który przeżył Powstanie. Ogrom tych wrażeń umiał zinterpretować i opowiedzieć swoim dzieciom, odnajdując w nich nutkę szczęścia. Szczęście możemy rozpatrywać na wiele sposobów, różnie je pojmować, interpretować. Można być szczęściarzem nawet na wojnie, co udowodnił wielokrotnie we wspomnieniach główny bohater.
Zamiast zabijać, tato pomagał dzieciom, które nie miały rodziców, domu, jedzenia. Szukał dla nich opieki, schronienia, żywności. Zamiast iść górą pod obstrzałem, pokonywał kilometry kanałami, w których śmierdziało "jak w starym nocniku", ale zapewniało jako takie bezpieczeństwo. Kiedy niemiecki żołnierz strzelał do niego, to kula zraniła go "tylko" w łokieć. A on nie przewrócił się, tylko biegł dalej, do domu i szpitala polowego, gdzie byli Polacy, którzy go opatrzyli i pomogli. Dzięki temu, że miał całe i zdrowe nogi, mógł uciec kanałami ze szpitala na Starym Mieście. A ci, którzy zostali, zginęli. Co prawda przewrócił się w ciemności, ale miał szczęście, bo inni pomogli mu wstać.
Na szpital, w którym przebywał tato spadła bomba, i znowu miał szczęście, bo spadł też na niego stół, który stłumił ciężar gruzów i uratował jego głowę, a potem ludzie odgruzowali go i wynieśli. Dużo przygniecionych osób i zabitych zostało pod gruzami nieodnalezionych... A druga bomba, która spadła na ten dom-szpital nie wybuchła. W nowym szpitalu lekarz powiedział, że tato i tak miał szczęście, bo postrzelona ręka złamana po raz trzeci się zrośnie, a miednica tym bardziej. Tato miał w końcu dużo szczęścia, bo przeżył te trudne lata, odnalazł swoje dzieci i mógł prowadzić potem normalne życie. A o swoich przeżyciach opowiedzieć innym.
Tak też może i czasem powinien
wyglądać niedzielny spacer. Poprzez ulice wyznaczone jakimś celem, nad
szczególnymi kanałami. Ze wspomnieniami o szczęściu i pechu. Z rozmowami
i zadumą nad światem, o rozważaniu o tym, co w życiu najważniejsze.
Książka uczy historii, dzielnego bohaterstwa zwykłych ludzi, wzrusza, wprawia w zamyślenie.
Mój tato szczęściarz
Joanna Papuzińska
ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2013
i Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2013
liczba stron: 48
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz