7.01.2020

Małe Licho i anioł z kamienia


Autorka drugiej części przygód Małego Licha rozpieszcza czytelnika. Wciąga w akcję całkowicie, nie moralizuje wprost, przemyca sporą dawkę humoru i życiowe jakże trafne prawdy, które stają się piękną konkluzją całej opowieści. Znów proponuje sporą dawkę ciepła, przygód, magii. I mimo tego, że początek zapowiada się dość zwyczajnie w życiu Bożka (pieczenie pierników, zapach choinki, rozmowy o rózgach z bambusa, nie chodzeniu na religię i świętach, poznawanie zwyczajów świątecznych i opowiadanie o nich w szkole, pochrząkiwanie i Wymowne Kaszlnięcia przy prezentach, zabawa sylwestrowa z kolegą w pełnym zakamarków i kryjówek starym domu, gry planszowe). To już za chwilę czytelnik zostaje przeniesiony w zaskakujący, pełen śniegu, nieoczekiwanych zdarzeń i odmiennych istot świat.

Mama wywozi 10-letniego Bożka z Tsadkielem i Guciem na ferie u ciotki, chcąc uchronić ich przed panoszącymi się w domu ospą i półpaśćcem. Pierwsze chwile wydają się trudne - Bożek po raz pierwszy będzie spał poza domem bez mamy i taty. Do tego brak cywilizacji, prądu, mały dom ukryty w lesie, jedna ciocia Oda (okazuje się jednak całkiem wyjątkowa). Dom pachnie Lichem, "radością i śmiechem, beztroską i bezpieczeństwem". Akcja szybko się rozkręca, nocne znikanie cioci staje się podejrzane, a przezabawna koza pojawia się pewnego poranka na drzewie z cymbałkami.  "Diabelska gadzina" wnosi w życie gości moc atrakcji, a ponieważ ma ciekawą wadę wymowy i szczękę jakby "w rozmiarze pasującym na krowę", gadając całkiem sporo, zapewnia czytelnikowi dużo humoru i gimnastyki języka. Ponadto ilość śniegu nie pozwala Bożkowi usiedzieć w domu, hartuje się zapalczywie, mając śnieg tu i ówdzie, czasem "traczącz czucze f pupczy" ("może to i dobrze, że mama tego nie widzi). 

Bohaterowie Małego Licha... to istoty nieziemskie: Tsadkiel jest zazdrosnym, gderliwym i zranionym aniołem. W domu cioci powstaje "pefne napjencze", Tsadkiel nie zgadza się na obecność kozy w postaci czorta, sporo zrzędzi, a nawet opuszcza ciepły przytulny dom i wychodzi w ciemny las, by zamanifestować swoje nieszczęście. Ciocia Oda reprezentuje istotę, która roztacza aurę bezpieczeństwa i akceptacji, nikogo nie potępia, nikogo nie określa jednoznacznie, dla wszystkich szuka najlepszego rozwiązania, Bazyl ma kłopoty z posłuszeństwem i przez to czasem wpada kłopoty. Atmosfera w domu cioci zagęszcza się, zbyt dużo odmiennych racji, poglądów, dylematów moralnych, starć dobra ze złem. W napiętej atmosferze padają słowa, które ranią "jesteś tylko nieczułym, głupim posągiem z kamienia". Potem trzeba to wszystko wyprostować, odnaleźć siebie i zaginionego zranionego Tsadkiela, naprawić relacje, porozmawiać skąd wzięło się jego dążenie do bycia idealnym niczym posąg. Dużą pomocą jest Bazyl, który zna dom i okolice, i rządzące nim zasady.

Oby nie była to "osztatnia pofieszcz Marty Kisziel" dla dzieci. Tak ciepłych, pełnych humoru i przygód wciągających fabuł trzeba dziś młodemu czytelnikowi, a dorosły też chętnie pośmieje się i zastanowi nad przewodnimi motywami, które są delikatnie ukryte pomiędzy.  

Fantastyczno-magiczna, z mackami, skrzydłami, komiczną wadą wymowy, długimi włosami unoszącymi się niczym wodorosty, z nieprawdopodobną wyobraźnią. Śmiało ucharakteryzowane postaci zachwycają ripostami, reagowaniem na przygody i podejściem do napotykanych spraw. A jaki język! Jakie ilustracje! Jakie czadowe przygody! Nie czekajcie ani chwili.




Małe Licho i anioł z kamienia
Marta Kisiel
ilustracje: Paulina Wyrt
wydawnictwo Wilga, Warszawa 2019
liczba stron: 304

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...