"Mały chłopiec wycierał rączkami buzię z lepkiej szarej mazi. To mózg leżącego obok człowieka w poszarpanej panterce. Rzucił się na granat, osłaniając dzieci. Leżąca przed drzwiami dziewczynka zdejmowała z siebie kikut jego ręki" (...) "Pięcioletnia dziewczynka biegła przed siebie z wyciągniętymi rączkami. Jej dłonie płonęły oblepione plastikiem z paneli". Dzieci przytłoczone ciężarem zabitych dorosłych, dzieci nagie, płaczące, uciekające przez okno po starych plecach nauczycielki Iriny Zacharownej.
Dzieci najmłodsze karmione mlekiem matki wypuszczone z matkami jako pierwsze (i dylematy matek, zostawić w szkole starsze dziecko a niemowlę oddać, czy iść z niemowlęciem, a starsze zostawić! wybór w każdym przypadku dramatyczny, starsze dziecko nie rozumie, dlaczego mama je zostawia). Dzieci zwłoki oddawane matkom, spalone, poranione, albo tylko ich zdjęcia, bo nie było co oddawać albo pismo o badaniach DNA. Karmiące kobiety i niemowlęta skazane na życie. Dzieci wystrojone w odświętne koszule, wpięte kokardy we włosy. Dzieci szukające swoich zaginionych rodziców, dzieci krzyczące z bólu i rozpaczy. ("Na tynku niewprawna rączka napisała: "Mamo, nie mogę żyć bez ciebie, odnajdź się proszę!")
Dzieci zostawione sobie na pastwę losu, dzieci w czeczeńskich domach dziecka. Dzieci, które przeżyły piekło we wrześniu 2004 roku. Dzieci, które nie pamiętają, kiedy ostatnio jadły czekoladę, nie wzdrygają się, gdy słyszą wystrzał z broni armatniej.
Po pechowym rozpoczęciu roku szkolnego w Biesłanie przez kolejne tygodnie ciągnęła się identyfikacja ciał. "Dziesiątki rannych wywieziono do daleko położonych szpitali. Byli nadzy, bez świadomości, bez dokumentów. Na drzewach, na parkanach wisiały listy z nazwiskami, powielane na tanich kserokopiarkach, zdjęcia dorosłych i dzieci, których nikt nie odnalazł. Ich też trzeba było pożegnać, kiedy umarła ta ostatnia nadzieja!" 40 dni żałoby i ciągnący się w nieskończoność smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości, niezrozumienia. "Piekło, że nie można już więcej kochać". A przecież w czeczeńskiej kulturze "dzieci są darem nieba", największym skarbem i szczęściem.
W tym zamachu terrorystycznym miało nie być dzieci. Kobieta ubrana na czarno, zindoktrynowana, by walczyć w imię Allaha, zastraszona i pragnąca zemsty nie wytrzymała płaczu i jęku dzieci. "Miało nie być dzieci! To są tylko dzieci! I tak ich dużo... Ja tak nie mogę! To przecież nie miało być tak". Po chwili słychać było głuchą detonację. Nikt więcej jej nie zobaczył.
"Trzeciego dnia wybuch, przez okna i wyrwę w murze wybiegają pierwsi zakładnicy. Przerażeni, zapłakani, brudni od krwi i pyłu, w podartych koszulach, nadzy, ranni. Golusieńskie dzieci, kobiety w strzępach świątecznych sukien, wycieńczeni mężczyźni." Komandosi wynoszą dzieci i dorosłych. Nie zwracają już uwagi na wiszące granaty, muśnięcia kul, zadrapania. Nie podporządkowali się poleceniom o wycofaniu z akcji, strzelają do walczących z nimi bojowników z odległości jednego, dwóch metrów, patrząc sobie w oczy. Grad kul na głowami ich nie przeraża. Przysłaniają dzieci i dorosłych, by ratować to, co zostało. Ochronili dzieci szkolne, osierocili żony i własne dzieci.
Odwieczny konflikt między Inguszetami a Osetyjczykami zogniskował się tutaj. Ingusze chodzili w maskach, Osetyjczycy zostali zakładnikami. Cały atak został zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach, miał poparcie, swoich protektorów. Wyszło nie do końca tak jak trzeba, dużo było wahań, dziwnych negocjacji, motania się, szarpaniny, zbyt dużo dzieci! Agenci Al-Kaidy, Arabowie, kilku czarnych. Najemnicy. Żadnych Słowian.
384 zabitych, ponad 785 rannych, 1500 zakładników, 33 bojowników.
Podczas rozpoczęcia kolejnego nowego roku szkolnego wypuszczono w powietrze 334 białe balony, miały symbolizować wyzwolenie, bo dzieci były wolne!
Czy zbrodnia została pomszczona? W Inguszetii znikają ludzie. Ot tak, byli, i ich nie ma. Nikt się do tego nie przyzna, nikt głośno o tym nie mówi. Cud, że nie rozpętała się kolejna wojna... choć łatwo o nią, "bo kaukaskie narody są gorące. Ale my ze sobą potrafimy żyć. Tylko zawsze ktoś się w te nasze góry zapuści i własne interesy załatwia. Chcemy spokojnie żyć, a dziarski temperament można w tańcu ostudzić i w pracy wypocić." Prawdy nikt tu nie odkryje, nie ujawni, "sztuka kłamstwa jest tak stara jak sama Rosja" (Alain Besancon).
Podczas rozpoczęcia kolejnego nowego roku szkolnego wypuszczono w powietrze 334 białe balony, miały symbolizować wyzwolenie, bo dzieci były wolne!
Czy zbrodnia została pomszczona? W Inguszetii znikają ludzie. Ot tak, byli, i ich nie ma. Nikt się do tego nie przyzna, nikt głośno o tym nie mówi. Cud, że nie rozpętała się kolejna wojna... choć łatwo o nią, "bo kaukaskie narody są gorące. Ale my ze sobą potrafimy żyć. Tylko zawsze ktoś się w te nasze góry zapuści i własne interesy załatwia. Chcemy spokojnie żyć, a dziarski temperament można w tańcu ostudzić i w pracy wypocić." Prawdy nikt tu nie odkryje, nie ujawni, "sztuka kłamstwa jest tak stara jak sama Rosja" (Alain Besancon).
To tylko skrawek zapisów Zbigniewa Pawlaka z ziemi kaukaskiej. Oprócz niezwykle wstrząsającej i bardzo dobrej części o zamachu na najbardziej bezbronne dzieci w szkole, w książce jest też spora dawka informacji o kulturze, obyczajach, świętowaniu rozpoczęcia roku szkolnego. O sytuacji politycznej kraju, wojowniczym nastawieniu, miłości mądrej kobiety, która "z pospolitego mężczyzny zrobi kniazia", i głupiej, która "z kniazia zrobi prostaka". To książka o "zwyczajnych ludziach. Niesamowitych", podzielonych na tych, których bliscy zginęli, i tych, którzy ocaleli. W sam środek tego pękniętego miasta udało się autorowi wejść, pokonać strach ("bałem się, naprawdę, dużo widziałem na Wschodzie..."), zdobyć zaufanie, wysłuchać i opisać tak, że coś w człowieku pęka...
Pęknięte miasto. Biesłan
Zbiegniew Pawlak
Jerzy A. Wlazło
Wydawnictwo Znak, Kraków 2014
liczba stron: 320
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz