„Wyspa na prerii” jest miejscem pośród cudzych traw, na
cudzej ziemi, z „kombojami”, krowami, kornikami, skunksami, i
wszystkim co tam żyje. We właściwy sobie sposób zaskakuje
pikantnością opisów, nieprawdopodobieństwem wydarzeń. W
kolejnej relacji ze swojego życia w dalekim kraju Wojciech Cejrowski zasypuje mnóstwem
niezwykłych szczegółów.
Przed opisem życia na prerii napisana
jest dedykacja i pierwsze mocne zdania nt. roli ojca chrzestnego. Nie
są to z pewnością prezenty przynoszone z okazji świąt czy
urodzin, ale obowiązkiem chrzestnego jest modlić się za swojego
chrześniaka, zastępować ojca, gdy zajdzie taka potrzeba, rozmawiać
i być specjalistą od męskich spraw, o których z ojcem
trudno rozmawiać.
A potem już szaleństwo wciągania
czytelnika w sytuacje prosto z Arizony, dzikiej, egzotycznej, bez
cienia cywilizacji. Zaczyna się tak: „miałem kiedyś domek na
prerii...”, daleko stąd i dawno temu. Ale skąd ten domek?
„Pracowałem w 50 krajach świata... i żyłem jak król”,
który stanowi swoje prawa, może ale niczego nie musi.
Podróżując bez celu trafiłem do USA, a tu wszystko wolno, i
warunki odpowiednie do życia. WC dostał domek od właściciela
farmy, u którego pracował, dla pewności wygrał go całonocną
grą w karty (a to ma większą moc niż amerykańskie dokumenty
rządowe), a potem jeszcze kupił, żeby być przekonanym, że to już
jego własność.
Kiedy wyjeżdżał z Ameryki, jego
domek zostawał. Zwyczaj pustkowi świata jest taki, że kiedy się
jest w potrzebie, można zamieszkać w opuszczonym czyimś domu, ale
trzeba go zostawić w lepszym stanie, niż zastano. Kiedy wrócił
do niego po latach, zastał go w stanie możliwym do zamieszkania,
więc skorzystał. Nie musiał już pracować tak, jak za dawnych
lat. Bo z pracą w USA jest zasadniczo tak: pokaż co potrafisz, a
potem dostaniesz zapłatę. Więc WC pokazywał, jakie ma
umiejętności, a potrafi sporo, wyciął nawet królika spod
ciągnika, o którym właściciel był przekonany, że to
skunks (a wtedy WC przez długi czas byłby nietykalny,
ba niektórzy podobno nawet się rozwodzą albo separują,
kiedy mają za sobą bezpośrednie spotkanie z przestraszonym
skunksem).
Podstawowym elementem życia na prerii
jest blacha i drewno (z których wykonuje się wszelkie pomoce
do życia na prerii), na końcu trawa, która kojarzy się
chyba wszystkim z prerią. Preria jest sucha, zakurzona, popielata, o
zachodzie słońca jest czerwono. Sucha trawa chrzęści pod stopami
i czeka na deszcz. Trawa służy do wypasania stad krów, zdobi otoczenie domu, dodaje mu uroku i podwyższa
cenę, Trawa wystrzela na wiosnę, i
sprawia, że na prerii pojawiają się dodatkowi sezonowi dziwacy
(nieco nerwowi alergicy). Przez pylenie trawy kichają nawet krowy,
które wydymają się "jakby połknęły beczkę kapusty".
Wszystko jest tu owiane kurzem i
matowe. Preria to otwarta przestrzeń składająca się głównie
z wiatru i kurzu, nic, nawet nowe, nie ma połysku, a czyszczenie nie
ma sensu. Powietrze ściera oczy (stąd częste zapalenie spojówek),
gardło (dlatego kowboje mają chrypkę i chropowaty głos), skórę (jest pomarszczona i sucha). Każdy ma zamkniętą gębę, a jak mówi,
to z lekko zaciśniętymi zębami, bo kto by lubił chrzęszczenie
piasku między zębami? Dlatego na prerii dużo półsłówek,
słów bez końcówek, setki słów bardzo
krótkich, by usta były jak najkrócej otwarte. Sekret polega nie na ostrzeganiu i nerwach przed stworzeniami,
słońcem, wiatrem, ale na szybkim otrząśnięciu się,
zrelaksowaniu i stopniowym wgryzaniu się w prerię. Bo preria
dopadnie każdego, dziobnie, powoli wytarmosi, opryska. Kąsanie i
zjadanie jest przecież tak oczywiste i codzienne, że nie da się przed nim
ostrzec ani uchronić sensownie, bo jak? "Uważaj na wszystko"?
Perypetie WC są czasem
nieprawdopodobne, jak np. to, że pewnego dnia przyjechał po niego
autobus szkolny, zawiózł do szkoły razem z dziećmi, tylko
dlatego, że jakiś urzędnik pomylił jego datę urodzin.
Stado, czyli zbiorowość ludzi na
prerii, która wszystko o wszystkich wie. „Ty nawet nie
wiesz, a oni i to wiedzą”. Sąsiedzi bacznie obserwują i
komentują, są "wścibscy dyskretnie" (czy gazeta
odebrana, co się zmieniło przy posesji, co kupujesz stale, co jesz,
itd.). Przez pierwszy rok delikatnie uczą przybyszów, a potem
zostawiają go i obserwują i naśmiewają, bo uwielbiają dowcipne
sytuacje. Seria wydarzeń związanych z hasłem
"stado wie wszystko i zawsze" jest za każdym razem
zaskakująca. Ale wydarzenie z dzbankiem kawy... gorącym, kiedy WC
"skakał i se dmuchał, wiesz gdzie..., i wachlował, wiesz
co..., takie czarne kółko, wiesz na czym...," jest na
tyle dowcipne, że doprawdy trudno powstrzymać się od stwierdzenia,
że WC jest mistrzem zdobywania doświadczeń i pisania o nich tak,
by czytelnik czytał go i czytał i czytał...
Preria jest pełna dziwaków,
których autor opisuje w pozytywnym wymiarze, bez których
życie byłoby nudne, bez smaku i potrzeby podejmowania procesów
myślowych. "Dziwak jest jak szczypta soli, bez której
życie byłoby mdłą breją. Sól czasami szczypie, ale
częściej poprawia smak". Dzięki ludziom nieco odmiennym od
nudnie tendencyjnych żyje się "z kopyta", "z
przytupem", z niespodziankami, zaskoczeniem, ekscytacją. Taka
jest ta książka, "z przytupem", z „jiii—ha”, z hej,
z „ubawem po pachy”. Ech, też bym tak chciała. Może by tak rozejrzeć się za jakimś domkiem?
Preria nie jest straszna, gdy zna się
każdy jej dźwięk, jak dyrygent zna swoją orkiestrę. Można spać
spokojnie, gdy orkiestra stroi instrumenty, coś huczy, gwiżdże,
świszczy, chrzęści, dźwięczy, trzeszczy, szumi. Jest jak zawsze
"dziko i egzotycznie", pięknie, sielsko,
przezabawnie, cu-do-wnie.
Zysk i
S-ka, Poznań 2014
liczba stron: 304
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz