14.01.2015

Dziko i egzotycznie, czyli "Wyspa na prerii" Wojciecha Cejrowskiego

„Wyspa na prerii” jest miejscem pośród cudzych traw, na cudzej ziemi, z „kombojami”, krowami, kornikami, skunksami, i wszystkim co tam żyje. We właściwy sobie sposób zaskakuje pikantnością opisów, nieprawdopodobieństwem wydarzeń. W kolejnej relacji ze swojego życia w dalekim kraju Wojciech Cejrowski zasypuje mnóstwem niezwykłych szczegółów. 
Przed opisem życia na prerii napisana jest dedykacja i pierwsze mocne zdania nt. roli ojca chrzestnego. Nie są to z pewnością prezenty przynoszone z okazji świąt czy urodzin, ale obowiązkiem chrzestnego jest modlić się za swojego chrześniaka, zastępować ojca, gdy zajdzie taka potrzeba, rozmawiać i być specjalistą od męskich spraw, o których z ojcem trudno rozmawiać.
A potem już szaleństwo wciągania czytelnika w sytuacje prosto z Arizony, dzikiej, egzotycznej, bez cienia cywilizacji. Zaczyna się tak: „miałem kiedyś domek na prerii...”, daleko stąd i dawno temu. Ale skąd ten domek? „Pracowałem w 50 krajach świata... i żyłem jak król”, który stanowi swoje prawa, może ale niczego nie musi. Podróżując bez celu trafiłem do USA, a tu wszystko wolno, i warunki odpowiednie do życia. WC dostał domek od właściciela farmy, u którego pracował, dla pewności wygrał go całonocną grą w karty (a to ma większą moc niż amerykańskie dokumenty rządowe), a potem jeszcze kupił, żeby być przekonanym, że to już jego własność.
Kiedy wyjeżdżał z Ameryki, jego domek zostawał. Zwyczaj pustkowi świata jest taki, że kiedy się jest w potrzebie, można zamieszkać w opuszczonym czyimś domu, ale trzeba go zostawić w lepszym stanie, niż zastano. Kiedy wrócił do niego po latach, zastał go w stanie możliwym do zamieszkania, więc skorzystał. Nie musiał już pracować tak, jak za dawnych lat. Bo z pracą w USA jest zasadniczo tak: pokaż co potrafisz, a potem dostaniesz zapłatę. Więc WC pokazywał, jakie ma umiejętności, a potrafi sporo, wyciął nawet królika spod ciągnika, o którym właściciel był przekonany, że to skunks (a wtedy WC przez długi czas byłby nietykalny, ba niektórzy podobno nawet się rozwodzą albo separują, kiedy mają za sobą bezpośrednie spotkanie z przestraszonym skunksem).
Podstawowym elementem życia na prerii jest blacha i drewno (z których wykonuje się wszelkie pomoce do życia na prerii), na końcu trawa, która kojarzy się chyba wszystkim z prerią. Preria jest sucha, zakurzona, popielata, o zachodzie słońca jest czerwono. Sucha trawa chrzęści pod stopami i czeka na deszcz. Trawa służy do wypasania stad krów, zdobi otoczenie domu, dodaje mu uroku i podwyższa cenę, Trawa wystrzela na wiosnę, i sprawia, że na prerii pojawiają się dodatkowi sezonowi dziwacy (nieco nerwowi alergicy). Przez pylenie trawy kichają nawet krowy, które wydymają się "jakby połknęły beczkę kapusty".
Wszystko jest tu owiane kurzem i matowe. Preria to otwarta przestrzeń składająca się głównie z wiatru i kurzu, nic, nawet nowe, nie ma połysku, a czyszczenie nie ma sensu. Powietrze ściera oczy (stąd częste zapalenie spojówek), gardło (dlatego kowboje mają chrypkę i chropowaty głos), skórę (jest pomarszczona i sucha). Każdy ma zamkniętą gębę, a jak mówi, to z lekko zaciśniętymi zębami, bo kto by lubił chrzęszczenie piasku między zębami? Dlatego na prerii dużo półsłówek, słów bez końcówek, setki słów bardzo krótkich, by usta były jak najkrócej otwarte. Sekret polega nie na ostrzeganiu i nerwach przed stworzeniami, słońcem, wiatrem, ale na szybkim otrząśnięciu się, zrelaksowaniu i stopniowym wgryzaniu się w prerię. Bo preria dopadnie każdego, dziobnie, powoli wytarmosi, opryska. Kąsanie i zjadanie jest przecież tak oczywiste i codzienne, że nie da się przed nim ostrzec ani uchronić sensownie, bo jak? "Uważaj na wszystko"?
Perypetie WC są czasem nieprawdopodobne, jak np. to, że pewnego dnia przyjechał po niego autobus szkolny, zawiózł do szkoły razem z dziećmi, tylko dlatego, że jakiś urzędnik pomylił jego datę urodzin.
Stado, czyli zbiorowość ludzi na prerii, która wszystko o wszystkich wie. „Ty nawet nie wiesz, a oni i to wiedzą”. Sąsiedzi bacznie obserwują i komentują, są "wścibscy dyskretnie" (czy gazeta odebrana, co się zmieniło przy posesji, co kupujesz stale, co jesz, itd.). Przez pierwszy rok delikatnie uczą przybyszów, a potem zostawiają go i obserwują i naśmiewają, bo uwielbiają dowcipne sytuacje. Seria wydarzeń związanych z hasłem "stado wie wszystko i zawsze" jest za każdym razem zaskakująca. Ale wydarzenie z dzbankiem kawy... gorącym, kiedy WC "skakał i se dmuchał, wiesz gdzie..., i wachlował, wiesz co..., takie czarne kółko, wiesz na czym...," jest na tyle dowcipne, że doprawdy trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że WC jest mistrzem zdobywania doświadczeń i pisania o nich tak, by czytelnik czytał go i czytał i czytał...
Preria jest pełna dziwaków, których autor opisuje w pozytywnym wymiarze, bez których życie byłoby nudne, bez smaku i potrzeby podejmowania procesów myślowych. "Dziwak jest jak szczypta soli, bez której życie byłoby mdłą breją. Sól czasami szczypie, ale częściej poprawia smak". Dzięki ludziom nieco odmiennym od nudnie tendencyjnych żyje się "z kopyta", "z przytupem", z niespodziankami, zaskoczeniem, ekscytacją. Taka jest ta książka, "z przytupem", z „jiii—ha”, z hej, z „ubawem po pachy”. Ech, też bym tak chciała. Może by tak rozejrzeć się za jakimś domkiem?
Preria nie jest straszna, gdy zna się każdy jej dźwięk, jak dyrygent zna swoją orkiestrę. Można spać spokojnie, gdy orkiestra stroi instrumenty, coś huczy, gwiżdże, świszczy, chrzęści, dźwięczy, trzeszczy, szumi. Jest jak zawsze "dziko i egzotycznie", pięknie, sielsko, przezabawnie, cu-do-wnie.
Wojciech Cejrowski
Wyspa na prerii
Zysk i S-ka, Poznań 2014
liczba stron: 304 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...