Ukrywamy śmierć, wypieramy ją z podświadomości, ubieramy w delikatne słowa, nie mówimy o niej dzieciom. A tu książka, która w prosty, przystępny sposób pokazuje temat starości, bólu, tęsknoty i śmierci. Opowiada o niej, oswaja, ale nie tłumaczy, nie rozwiązuje problemu, bo i
jak to zrobić? Znacie tę smutną, delikatnie/mocno (w zależności od doświadczeń) poruszającą, mądrą i kontrowersyjną nieco ksiażkę?
Pan Muffin, stara, siwa, poczciwa i zmęczona świnka morska, ma już prawie siedem lat. Nie ma w nim nic z bohatera, jest zwykłym zwierzątkiem. Mieszka
w odwróconym do góry nogami niebieskim pudełku. Przed domem ma skrzynkę
na listy i zawsze dokładnie ją sprawdza, czy nie ma jakiejś
poczty. Pewnego dnia dostaje list: "Panie Muffinie, jest mi tak smutno, bo tata mówi, że
jeśli świnka morska jest stara, to może nagle umrzeć..."
Czy pan Muffin potrafi czytać? Zjada po prostu ten list, zamienia go w płatki, w padający śnieg. Siedzi
w swoim domu i wspomina, jaką to miał żonę "czarną jak noc i piękną
jak poranek", jakie kochane rozczochrane dzieci (w liczbie sześć), które koleją rzeczy
wyfrunęły z domu, a jakim były ogromnym dla niego szczęściem.
Jest spełniony: "było mi dobrze, lepiej niż
innym". Był przytulany przez swoich opiekunów, do tego, dostawał pyszności do jedzenia (mlecz,
trawę, ogórek), dostawał miłe listy. Kiedy innym razem odbiera pocztę, nawet
gdy czuje się paskudnie, cieszy się z 15 ślicznie namalowanych serduszek i czyta kolejne słowa:
"Tata mówi, że umieranie nie jest niczym strasznym,
tylko się śpi i nic już nie boli.
To się dzieje szybko, a potem można odpoczywać.
Wszyscy umrzemy...
Może potem można się spotkać ze swoją żoną czy mamą?
Ale nie wiem, czy istnieje niebo..."
Pan Muffin jest coraz słabszy, całą noc kicha, i wtedy mocniej boli go brzuch. Dostaje jeszcze jeden list od dziecka, które słusznie podejrzewa, że gdy przyjdzie ze szkoły, pewnie nie będzie już żył. I umiera. W gazetach mówią o jego śmierci. Leży na katafalku z łapkami w górze i sztywnym, skostniałym pyszczkiem. Przykryty chusteczką do nosa, wokół 15 mleczy, bo takie kwiaty lubił najbardziej. Zostaje ułożony w pięknym pudełku z najcenniejszymi rzeczami, jakie miał. W ogródku wykopują mu dołek, wieje zimny wiatr, słychać płacz i grę na flecie i "sto lat", bo to akurat przyszło do głowy dzieciom. W ogrodzie zachodzi słońce i zapada zmrok.
Ostatni
list do zmarłego już pana Muffina znowu zawiera bardzo ważne słowa:
"Teraz, panie Muffinie, wie pan więcej niż my...
Na pewno jest tak, że
albo śmierć to odpoczynek,
a wtedy nie ma się czego bać,
albo przenosimy
się gdzieś do wiecznego życia
i tam żyjemy w szczęściu.
A wtedy śmierć
to coś, za czym warto tęsknić!..."
Prawda, że tak jest? Przeczytalibyście swojemu dziecku taką książkę? Zapewniam, że jest w niej tyle słów, ile być powinno. Prosty tekst. Ilustracje rysowane w tonacji szarości i grafitu, z delikatnymi kolorami. Pan Muffin jest pokazany bardzo realistycznie, widać cierpienie w postawie ciała, w oczach. A leżący na katafalku i w pudełku wzbudza żal i smutek. Ale to chyba naturalne, nie przekłamane.
tytuł szwedzkiego oryginału: Adjö, herr Muffin
Ulf Nilsson
Ulf Nilsson
ilustracje: Anna Clara Tidholm
EneDueRabe, Gdańsk 2008
liczba stron: 40
liczba stron: 40
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz