Maria
Wiernikowska nie lubi, gdy określa się ją mianem dziennikarki wojennej.
Kiedy pracowała w latach 80-tych i 90-tych dla Polskiego Radia, Radia
Zet, Gazety Wyborczej, Telewizji Polskiej, to głównie jako
korespondentka z miejsc, w których toczyły się wojny, konflikty.
Widziała i przeżyła odważnie naprawdę wiele, nie zazdroszczę. Taka adrenalina, jak sama przyznaje, leży w jej naturze, ponieważ w swoim życiu od zawsze lubi przygody z małym
dreszczykiem emocji. To taka "fizjologiczna potrzeba ryzyka",
która w niej drzemie.
Reportaże zawarte w książce "Widziałam. Opowieści wojenne" to relacje o istotnych wydarzeniach z: Ukrainy, Armenii, Litwy,
Gruzji, Afganistanu, Rosji, Serbii, Bośni, Chorwacji, Czeczenii. Są to głównie
wojny, ale też pucz moskiewski, oblężenie parlamentu na Litwie, obozy
działające w celu oczyszczania etnicznego. To notatki z życia, które dzieje
się zawsze obok strzelania, bombardowania, notatki o tym, że jedni
paradują sią z bronią, inni obok padają od bomb, cierpią niewyobrażalne męki lub umierają.
Krótkie
zdania, które można wyczytać spośród gorących relacji na żywo są
niezwykle trafne, odważne, wstrząsające. Autorka jest z tymi, pośród których żyje,
często ryzykuje, aby oddać całą prawdę o wydarzeniach, przeżywa, kiedy
niewinni tracą swój dorobek życiowy czy wartość najcenniejszą - życie.
Cel takiego relacjonowania argumentuje na koniec, kiedy przykrywa swoją
kurtką cierpiącą, zalaną krwią staruszkę, a potem trzyma ją za rękę. W
takim momencie wie, po co tu jest, taki jest sens jej pracy. Poza tym
jest przekonana, że praca dziennikarzy ma naprawdę duże znaczenie, jest w
stanie spowodować zakończenie konfliktu, zamknięcie obozu, odwracać
dziejowe momenty itd. Zbrodniarze bowiem na szczęście nie lubią, kiedy
się ich kameruje i pyta o prawdę, unikają reporterów, którzy szybko na
żywo relacjonują. Delikatna narracja tej książki pozwala przeżyć czytelnikowi te wszystkie wydarzenia, być tam gdzie ona, nie osądzać nikogo.
Autorka przeżywa mocno, kiedy widzi
strzępy żyjącego człowieka w Czeczenii okaleczonego przez rosyjskich
lotników. Rozerwane udo i kość mężczyzny, "niesamowite, ile mięsa i krwi
może być w jednej ludzkiej nodze. A jaka śmiesznie cienka przy tym
skóra, we frędzlach."Nie ma gdzie uciekać, bomby lecą niespodziewanie,
głośno i mocno uderzają, a przecież około 70% Rosjan oficjalnie było
przeciwnych natarciu na Grozny (1995 rok). I tak fakt po fakcie, szybko podawane są przez autorkę kolejne informacje.
1.
Na początek doniośle o Ukrainie i Majdanie, ponieważ frustrujące są jednostronne, niepełne i płytkie informacje medialne przekazywane nam pośród tylu innych wiadomości. Głos reporterki jest zdecydowany i dotyka wielu ważnych kwestii. Młodzi chłopcy nie powinni umierać za Majdan, oni
przecież kochają życie. Europa jest odpowiedzialna za Ukrainę. To, co
się tam dzieje, to nowy typ wojny, "nie trzeba już zdobywać przyczółków
ani bombardować miast. Wystarczy zakręcić kurki z gazem i ropą,
odstrzelić satelitę informacyjnego, zablokować internet na giełdzie i w
bankach."
2. Armenia (1990 rok)- "Więc to jest
wojna - powtarzałam z niedowierzaniem patrząc na pociągnięte jakąś
ciemną pastą twarze żołnierzy w otwartych trumnach. To jest wojna -
myślałam wyjeżdżając ze szpitala, gdzie umierał kolejny mężczyzna z
rozszarpanymi wnętrznościami". Zachód często nie rozumie tego,
co dzieje się na wschodzie, pozwala, nie ingeruje, a Wschód "woli być
żywym reakcjonistą niż trupem demokraty."
3.
Litwa - parlament - około 45 tysięcy osób atakuje budynek, czołgi
wgniatają ludzi w błoto, atakowana jest telewizja, która relacjonuje wszystko na
żywo. Prasa, redakcje zostają wyrzucone z budynku. Przez długi czas
więźniem jest prezydent Landsbergis z grupą najwierniejszych. Gdy
planowany jest desant na budynek, stawiane są ośmiotonowe bloki
betonowe, zabarykadowane okna i drzwi. Parlament przez wiele dni się
broni. W 1991 roku przez dwa tygodnie, dzięki dziennikarzom (którzy spali godzinę-trzy na dobę) w Wilnie można było niejako na żywo być świadkiem upadku radzieckiego imperium.
4.
Afganistan - szczęśliwe są dzieci, którym udało się przeżyć? Sześcioletni
Raszid pracuje w fabryce dywanów w Kabulu, siedzi na podłodze i próbuje
wiązać supełki. Starsi chłopcy pracują na piętrze ustawionym z żelaznych
kontenerów. Dywany tkane przez sieroty w Kabulu przynoszą firmie duże zyski.
Półtorametrowy kilim jedwabny pójdzie za 1200 dolarów. Dziecko zarabia
tu dolara miesięcznie!! Dyrektorka zapewnia, że dzieci pracują 4 godziny
dziennie, dostają obiad i chodzą do szkoły, ale to wszystko nieprawda.
Na bazarach to dzieci zachwalają swój towar i sprzedają go, albo lepią chleb w piekarni.
Inne okradają ludzi z taksówek. Na skutek wybuchów min mnóstwo dzieci i
dorosłych ma zamiast nóg kikuty, w Afganistanie żyje 60 tysięcy osób po
amputacji. Po 14 latach sowieckiej interwencji i wojny domowej w tym
kraju jest podobno 10 milionów min, a oczyszcznie terenu może potrwać i
30 lat:(
5.
Serbia, Chorwacja, Bośnia - tu z relacji z 1992 roku reporterka opisuje
obozy, które skupiały tysiące wynędzniałych ludzi, w celu oczyszczania
etnicznego. "Piszczele i czaszki obciągnięte wiotką skórą, wyłupiaste
oczy, sterczące ramiona". Głównym pokarmem była trawa i woda. "Oczyszczanie
narodowe polega na przewożeniu wysiedlonej ludności z jednych obozów do
innych dla wywarcia nacisku na międzynarodową opinię. Serbowie chcą
pokazać, że jedynym ratunkiem dla bezdomnych i głodnych Muzułmanów i
Chorwatów jest emigracja". Czyszczenie etniczne jest prowadzone przez
wielu, u każdego na swój sposób: przez armię, przez lokalne władze,
anonimowych bojówkarzy. Napiętnowani nie mają więc spokoju. brrr...
Widok codzienny to spalone meczety, snajperzy na budynkach, leżące tu i
ówdzie zwłoki cywila (nie warte ryzykowania pochówku, leżą w strefie
ziemi niczyjej), płonące domy, uciekający ludzie, aresztowania i tortury
więzienne/obozowe ojców i mężów, płączące matki, rodzeństwo walczące
przeciw sobie (bo jedno jest w HVO, drugie a Armii BiH). Muzułmanie chcą
oczyścić miasto z Chorwatów, Chorwaci z Muzułmanów, choć niektóre
miasta (jak Mostar, od zawsze było wielokulturowe). W 1993 Chorwaci
podpisali układ z Serbami o podziale między sobą, a co z Muzułmanami? Na
ścianie budynku widnieje napis "Muzułmanie won!".
Czasem
nie wiadomo dlaczego wybucha wojna, czasem mężczyźni prężą się z
bronią, chcą pokazać swoją siłę, bojowy rynsztunek. Potem wszystko
rozkręca się niewyobrażalnie szybko i za bardzo. Tylko kto lubi wojnę?
Żołnierze walczą. Mieszkańcy żyjący w tle cierpią mocno, ale po cichu. A dziennikarze
przyjeżdżają i odjeżdżają z poczuciem wyrzutów sumienia i smutku, z
pytaniem po co to wszystko? Maria Wiernikowska opowiada o tych wszystkich miejscach z punktu widzenia kobiety, jak sobie tam radzą zwykli ludzie, jak żyją mimo wojny, piekła, które ciągle gdzieś trwa, zmienia tylko swoje miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz