Tomek Michniewicz dociera tam, gdzie zwykły turysta się boi, albo nie jest świadomy istnienia miejsca. Pokazuje świat od środka, równoległą rzeczywistość. A nam tylko wydaje się, że go znamy, bo byliśmy, bo czytaliśmy, ktoś nam opowiadał. Dociera do najgłębszych zakamarków, przechadza się między łóżkami więzienia o maksymalnym rygorze, rozmawia z pracownikami obsługi ruchu turystycznego w Egipcie i specjalsami. Spotyka tych, na oczach których nosorożce się rodzą i giną z rąk kłusowników, a im pęka serce. Słyszy więcej, niż mógłby zobaczyć sam. Z podróży coraz częściej przywozi wątpliwości i świdrujące pytania, zamiast łatwych osądów. Cieszy się z poznanych ludzi. A ręce rozkładają się na znak bezradności i niemocy wobec zastanego świata.
Osiem
podróży, setki nieprawdopodobnych sytuacji. A najbardziej poruszające
kwestie i niezwykli ludzie pozostawieni na końcowy etap, by pozostawić
smaczek do następnej książki:)
Na początek piękny i surowy Pakistan. Ciepli, wyrozumiali, otwarci, gościnni ludzie kontra bieda, która "wyziera z każdego dziurawego buta i wymiętej czapki, słychać ją w strzechach i glinianych ścianach domów". Potem nieustraszeni specjalsi, najlepsi z najlepszych, ci którzy potrafią sobie poradzić w każdej sytuacji, polegają na sobie, bardziej niż na najbliższej rodzinie, "dzień w dzień oddają swoje życie w ręce" tych, którzy są obok. A jeśli dożyją emerytury, zostawieni są sami sobie, nikomu niepotrzebni. Michniewicz pokazuje też niezwykłych ludzi, którzy dawkują sobie adrenalinę i uprawiają sporty ekstremalne.
Na początek piękny i surowy Pakistan. Ciepli, wyrozumiali, otwarci, gościnni ludzie kontra bieda, która "wyziera z każdego dziurawego buta i wymiętej czapki, słychać ją w strzechach i glinianych ścianach domów". Potem nieustraszeni specjalsi, najlepsi z najlepszych, ci którzy potrafią sobie poradzić w każdej sytuacji, polegają na sobie, bardziej niż na najbliższej rodzinie, "dzień w dzień oddają swoje życie w ręce" tych, którzy są obok. A jeśli dożyją emerytury, zostawieni są sami sobie, nikomu niepotrzebni. Michniewicz pokazuje też niezwykłych ludzi, którzy dawkują sobie adrenalinę i uprawiają sporty ekstremalne.
Lekki strach towarzyszy, kiedy autor przechadza się po starym i
przeludnionym zakładzie karnym w San Quentin w Kaliforni. Adres na zawsze dla tych, którzy przychodzą
niby na 20 czy 25 lat, i jeszcze nie wiedzą, że zostaną tu uśmierceni przez innych więźniów, albo zabiją kogoś i osiądą dożywotnio. Bo wewnętrzny system, podział na gangi zrobi wszystko, by
dopiąć swojej racji, i uśmiercić, zanim ktoś zrobi to przed nim. "To
maszyna do mielenia ludzi. Gdy wchodzisz, zostaniesz na dłużej, niż
planowałeś". To także Johanesburg, gdzie gwałty, bestialstwo, mordy, cięcia nożem są na porządku dziennym.
Tu trzeba mieć oczy dookoła głowy. Strach iść, strach jechać, strach
zatrzymać się na światłach, strach przejść obok grupy młodych chłopaków.
Każda chwila jest zagrożeniem.
Smaczki końcowe, które
przyprawiają o dreszcze i śnią się po nocach: kłusownictwo dzikich
zwierząt w Zimbabwe. Nic dziwnego, że w autorze rodzą się wątpliwości,
co mu daje zobaczenie i opisanie tego świata. Nic, bo tam nadal dzieje
się zło. Bo człowiek jest nieobliczalny i za pieniądze zrobi wszystko.
Zwłaszcza, kiedy nie ma innych perspektyw na życie. A człowiek bywa zwierzęciem i nie zawsze zasługuje na miano człowieka. "Reporter
ma być świadkiem, nie uczestnikiem. Ma dawać świadectwo w świecie, być
głosem dla tych, którym tego głosu brakuje". "Po co jeździć po świecie?
To ma sens? Ta bieda, nieszczęścia, których nie można zmienić. Czy
dziennikarz przestaje być człowiekiem? Zdjęcie jest ważniejsze niż
człowiek? Dziennikarstwo to obiektywizm, opisanie rzeczywistości bez
zmieniania jej. Ogólnie książka trochę
przygnębia. Nie przekonuje jednak, że świat jest zły. Choć ta równoległość i
niesprawiedliwość czy podziały przytłaczają. Utwierdza mocno w przekonaniu,
że nie mamy tu na co narzekać. Że to, co się dzieje w Polsce, to jeszcze sielanka.
Tomek Michniewicz
Świat równoległy
Reportaże o ludziach i miejscach, które wydaje nam się, że znamy
wydawnictwo Otwarte, Kraków 2015
liczba stron: 320
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz