Przeczytałam tę książkę do końca, ale tylko z tego względu, że
miałam cichą nadzieję, że w końcu coś się tam wydarzy. Może nie
zrozumiałam tej treści, czy tego co pomiędzy. Wiem, że są tacy, którzy
lubią styl pisania Krzysztofa Środy... Na okładce jest napisane, że ma w
sobie coś "wiecznie chłopięcego, autentycznie otwartego na świat -
radosne marzenia o wielkiej podróży i niezwykłych nierealnych czynach".
To prawda. A poza tym jak niektórzy mówią, czasem wystarczy sama przyjemność czytania, więc czytałam dopóki były litery:)
Ta
książka powstała z zapisków z kilku wypraw do Armenii, południowej części Kaukazu.
Sam autor miał wątpliwości, po co tam jechać, skoro to zimny kraj. Cel się znalazł:
sprowadzać konie z Kaukazu, a przede wszystkim opisać swoje przeżycia.
Daty nie mają tu znaczenia. Są przygotowania, marzenia, wyjazdy,
przemyślenia filozoficzne, powroty, są dialogi między ludźmi, ale mało porywające. Takie codzienne
sprawy, jak kupowanie butów w Olecku czy wełnianych skarpetek w
górach północnego Kaukazu, jazda pociągiem czy autobusem,
tankowanie, śmierć teściowej Henia.
Ciekawszy fragment dotyczy
czterorożnego barana, którego właściciel przywozi regularnie w łyżce
koparki, żeby turyści mogli sobie robić zdjęcia, a jego bliscy dzięki
temu mają za co żyć. Baran jest jedynym żywicielem tej rodziny. Są też
uwagi o drogach, ciemnych, nieoświetlonych, z mnóstwem dziur i
pokradzionymi studzienkami kanalizacyjnymi.
Podróżowanie jest
po to, żeby się wzbogacać. Ale autor sugeruje tu nie tylko bogactwo duchowe, także materialne (jak dawniej: wyjeżdżam, wracam, handluję, mam motywację do kolejnego wyjazdu. Jeśli komuś tak
odpowiada i wychodzi, to może i dobrze).
"Kiedy
człowiek wraca z podróży, powiniem mieć coś do powiedzenia- cokolwiek-
coś co pozwoli jego rodzinie, przyjaciołom wyobrazić sobie, jak wygląda
życie obcych".
fot. ze strony: http://pl.wikipedia.org/wiki/Armenia
Projekt handlu kabardyńskimi końmi
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014
liczba stron: 141
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz