strony

8.06.2018

Makaron w sakwach czyli rowerem przez Andy i Kordyliery


"Nie żebym narzekał, nie ma mowy o narzekaniu. Szczególnie wieczorem, w namiocie, po makaronie z makaronem, a co drugi dzień z parówkami. W zasadzie to nawet jest przyjemnie. Albo inaczej - jestem przyjemnie zmęczony. Szczerze mówiąc, to ja chyba lubię się tak umordować".

Piotr Strzeżysz opisuje swoje trzy wyprawy rowerowe: po Ameryce Południowej (Andy, 2007, 2008) i Północnej (Kordyliery zimą, 2011 rok). Opisuje swoje zmagania, jazdę, rozmowy z napotykanymi ludźmi po hiszpańsku i angielsku, radość z darmowych noclegów i serdecznych przyjęć, smutek po usłyszeniu rozkazu wynocha stąd, wracaj do Polski:). Nie obce mu potworne zmęczenie, smaganie wiatrem, jazda w deszczu i śniegu, spotkania ze zwierzakami (niedźwiedzie, łosie, bizony, psy).
A robi to jak wytrawny gawędziarz, bajkoopowiadacz. Z charakterystyczną sobie pogodą ducha, przytaknięciem na ludzkie gadanie ("konia sobie kup i zostaw ten rower"; "to w Polsce tak źle, że trzeba z niej wyjeżdżać?"), godzeniem się z losem, nieskrywanym wdziękiem, radością i wyczuwalnym potężnym ładunkiem szczęścia. "Włóczykij" z zawodu (niech sobie przetłumaczą jak chcą), człowiek, który kocha wolność, bliskość natury, spokój i otwartość ludzi (potrafi celnie skrytykować tych, którzy są zahukani, zamknięci w swoim dobrobycie i ciepełku, "w przeciwieństwie do niego ja jeżdżę, a on nadal odkłada pieniądze"), samotność, ale i poczucie, że "jednak czasem dobrze jest pobyć z ludźmi".



Ma zabawny dystans do siebie i niemal nieustający humor ("trzeba się było na siłownię zapisać, żelazem pomachać, kabel wyrobić, a nie książki czytać"; "w szczycie formy nie byłem, ale tak, odpowiedziałem z uśmiechem, że wszystko świetnie, jest pięknie"; "w głowie miałem dziwne myśli, trochę radości, ale też trochę wstydu, że tak bez pokory pcham się znów na wierzchołek"; "tyle już lat włóczę się po świecie, a ciągle zapominam, że inaczej się jeździ palcem po mapie, a inaczej rowerem po ziemi"). 
Jazda rowerem pozwala mu dotrzeć tam, gdzie innym nawet się nie śni, poznać miejsca od podszewki, pogadać z ludźmi przy barze, pod sklepem, w schronisku dla bezdomnych, na poboczu drogi, tam, gdzie nikt nie dociera. Wilderness za friko, w nadmiarze. Wystarczą silne nogi, sprawny rower, "i wszystko inne mam gdzieś".

Wspaniałe krajobrazy, wietrzne przełęcze górskie, długie drogi, strome zjazdy, jazda bez planu, z głową pustą ("z natury jestem leniwy i z reguły nie myślę wcale":), wdzięczną lub czarnymi myślami.

Książka jest jak słuchanie na żywo Piotra Strzeżysza: długie zdania, splecione wątki, pamiętnik z podróży, dużo fotografii z odległych i niedostępnych miejsc. I ta myśl towarzysząca: "Lepiej nie mieć niczego, ale mieć pragnienia, niż posiadać wszystko, ale nie mieć pragnień". I poczucie, że trzeba mieć wiele odwagi i szczęścia, żeby tak sobie śmigać bez skrępowania i spiny. Może czasem za dużo gmatwaniny, rozmyślań, wahań: chcę tego i nie chcę, lubię i nie lubię, tęsknię i nie tęsknię, i zdecydowanie za mała czcionka, ale klimat jazdy na rowerze i zmagań doskonale oddany.

A najważniejsze z podróży jest to: włóczykij czuje, że ma skrzydła, ma świadomość, że żyje...!!!

Makaron w sakwach czyli rowerem przez Andy i Kordyliery
Piotr Strzeżysz
wydawnictwo Bezdroża, Helion, Gliwice 2012
seria: Szlaki ludzi ciekawych
liczba stron: 280

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz